Ciemne strony kobiecości
W 2008 roku wydawnictwo „Korporacja Ha!art” wydało debiutancką książkę Sylwii Chutnik – Kieszonkowy atlas kobiet. Powieść nagrodzono tytułem Najlepszej Książki Roku 2008 w plebiscycie radiowej Trójki, a autorkę uhonorowano Paszportem Polityki. Popularność Kieszonkowego atlasu kobiet spowodowała, że jego sceniczną realizację przygotował w Teatrze Powszechnym Waldemar Śmigasiewicz. Premiera miała miejsce 6 marca 2009 roku, a główne role zagrali: Adam Woronowicz, Paulina Holtz, Joanna Żółkowska, Kazimierz Kaczor i Anna Moskal.
Młoda autorka (ur. 1979) jest absolwentką kulturoznawstwa i Gender Studies. Jako działaczka społeczna prowadzi Fundację MaMa, która zajmuje się prawami matek w Polsce, a ponadto należy do nieformalnej grupy „Porozumienie Kobiet 8 Marca”. Pracuje jako przewodniczka miejska w Warszawie. Na popularność jej twórczości miała wpływ – zdaniem Anny Nasiłowskiej – rewolucja, jaką zapoczątkowała w polskim feminizmie, gdy pokazała w swych utworach kobietę żyjącą w krajowych, zgrzebnych realiach, w szarej rzeczywistości, tak różnej od tej, którą mass media epatują swych odbiorców.
W wywiadzie przeprowadzonym przez Justynę Sobolewską dla tygodnika „Polityka” (13 stycznia 2009 r.) autorka mówi o genezie książki. Podkreśla, że urodziła się nie w Polsce, lecz w Warszawie, którą traktuje jako swoją „matczyznę”. Akcję Kieszonkowego atlasu kobiet umieściła w dobrze sobie znanej przestrzeni – sięgnęła po prawdziwą historię warszawskiej Ochoty. Chociaż wychowała się w bloku, pociąga ją magia staromiejskich kamienic, gdyż tam właśnie toczy się walka o pamięć wydarzeń z czasów II wojny światowej. W pierwotnym zamyśle tekst miał mieć charakter publicystyczny i opisywać losy kobiet: żołnierzy i ofiar, dopiero później przybrał formę powieści. Pierwszy rozdział, historię Czarnej Mańki, Chutnik wysłała w 2007 r. na konkurs „Feminoteki” i… wygrała.
Kieszonkowy atlas kobiet w czterech częściach opowiada losy mieszkańców kamienicy przy ul. Opaczewskiej na warszawskiej Ochocie. Bohaterką pierwszego rozdziału pt. Bazarówy jest Maria Kretańska, czyli Czarna Mańka – potulna i niezaradna kobieta, która nie potrafi poradzić sobie z życiem. Trafia na bazar przy ul. Grójeckiej, gdzie uczy się dopiero ludzi i świata. Spóźniona edukacja nie przynosi efektów. Mańka bez szczególnego przekonania wychodzi za mąż za miejscowego dresiarza Darka. Życie niszczy jej marzenia, a bezpłodność bezpowrotnie przekreśla szansę na szczęście. Darek doczeka się potomstwa z sąsiadką Tereską, a Mańce pozostanie gorzki smak samotności. Podejmuje ostatnią, również nieudaną, próbę odnalezienia się w świecie, w którym panuje prawo silniejszego – zakłada na bazarze własny biznes. Jej dalsze losy to nieodwracalny proces samodestrukcji. Alkohol, który pozwalał kobiecie odrobinę dłużej przebywać w świecie marzeń, doprowadza do degradacji fizycznej i psychicznej. Nie pomagają nawet samookaleczenia – niemy krzyk rozpaczy, by chociaż poprzez ból doświadczyć pełni istnienia. Obłęd Marii pogłębia się, czyniąc z niej niewolnika przerażającej i niebezpiecznej wyobraźni. Stąd już tylko krok do samobójczej śmierci.
Czarna Mańka reprezentuje los płci pięknej – zostaje zepchnięta na margines życia. Matka Polka, Gospodyni Domowa, Matka Gastronomiczna i Klozetowa, Kobieta Bez Sensu to kategorie kobiet pozbawionych radości pełni człowieczeństwa. Uzależnione od mężczyzn, próbują realizować się w zaciszu domu. Nie spotka ich nic ciekawego, nie zdarzy się żaden cud. Życie z bezrobotnym, ciągle pijanym mężczyzną, sprzątanie, gotowanie, prowadzenie domu z wiecznym deficytem w portfelu – to wszystko, na co mogą liczyć. Za ich poświęcenie i wyrzeczenia nie ma wdzięczności ani nagrody. Porzucone, stają się bezradne i bezbronne.
Drugą bohaterką jest osiemdziesięciodwuletnia Żydówka, Maria Wachelberska, mieszkająca na ostatnim piętrze kamienicy przy Opaczewskiej. Gdy wybuchła wojna, miała 15 lat. Dobrze pamięta zejście mieszkańców do piwnic, tragiczną śmierć sąsiadów, głównie kobiet i dzieci. Ona i jej matka przeżyły. Szczęście sprzyjało Marii również wtedy, gdy rosyjscy żołnierze podczas wyzwolenia spędzili ludność Ochoty na teren targowiska „Zieleniak”. Głęboko zapadły jej w pamięć gwałty i mordy dokonywane przez Armię Czerwoną nawet na trzyletnich dziewczynkach. Od podobnego losu uchroniła ją matka, która jednak przypłaciła to życiem. Później Maria w kanałach, przedzierając się po trupach i brodząc w ekskrementach, wyprowadzała żołnierzy ze Śródmieścia.
Ocalenie od śmierci w piwnicy i ofiara matki wywołały w niej poczucie winy. Po wojnie nie potrafi zapomnieć tych wydarzeń. Otoczona antysemityzmem, wypiera się pochodzenia i żyje w ciągłym strachu przed groźbą zdemaskowania. Próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale wszelkie podejmowane w tym celu działania okazują się bezskuteczne. Maria życie traktuje jak karę. Czas zatrzymał się dla niej na 1944 roku. Zejście do piwnic kamienicy i izolacja od świata, to symboliczny powrót do przeszłości, wędrówka do krainy umarłych, gdzie nareszcie można zaznać ukojenia w ramionach nieżyjącej matki.
Rozdział Łączniczki opowiada nie tylko wojenną historię kobiet z Ochoty, lecz odsłania także smutne oblicze starości – Chutnik wnikliwie przygląda się ludziom, dla których uroki młodości są już jedynie mglistym wspomnieniem. Miejscem ich cotygodniowych spotkań towarzyskich staje się przychodnia państwowej służby zdrowia. Ten „geriatryczny Hyde Park” – wbrew pozorom – wcale nie jest miejscem przyjaznym. To dżungla, w której, by przeżyć, trzeba sobie wyrobić pozycję. Kolejka jest rzeczą świętą, a miejsce w hierarchii wyznaczają nie stopień zaawansowania i rodzaj dolegliwości, lecz umiejętność symulowania i rozpychania się łokciami. Kobieta pokroju Marii Wachelberskiej nie ma tu szans. Nieporadność, którą niesie ze sobą starość, wywołuje u ludzi grymas złości i zniecierpliwienia. W najlepszym przypadku staruszka traktowana jest infantylnie, niczym dziecko, co sprawia, że bohaterka czuje zażenowanie i usuwa się na margines społeczeństwa: przepraszam, że jeszcze żyję, że ośmielam się oddychać powietrzem młodych ludzi. Gorszy od tego uczucia jest chyba tylko wstyd, kiedy przy aptecznej ladzie zgrabiałymi palcami odlicza ukradkiem mizerne pozostałości z jałmużny, którą państwo nazywa emeryturą.
Świat z perspektywy Madonny Parapetowej, dla której jedyną rozrywką jest śledzenie zza firanki pikantnych epizodów z życia sąsiadów, jest beznadziejnie szary i smutny. Najprostsze codzienne czynności, choćby wejście na czwarte piętro, stają się wyczynami na miarę zdobycia Mount Everestu, a rozsypanie zakupów to życiowa tragedia, bo schylanie się graniczy z cudem. Powolność, luki w pamięci, ciągłe pomyłki, samotność, niezrozumienie – oto nagroda od losu za nieudane życie.
Inspiracją dla rozdziału Podróbki było Lubiewo Michała Witkowskiego. Elegancki, zadbany, o nienagannych manierach, 56-letni paniopan Marian to z pozoru zwykły stary kawaler. Okazuje się jednak, że – jak wszyscy mieszkańcy kamienicy przy Opaczewskiej – ma tajemnicę: z zewnątrz jak mężczyzna, a w środku serce baby. Bohater spędza czas w zaciszu mieszkania, gdzie haftuje makatki, zajmuje się krawiectwem damskim, a potem ukradkiem przymierza stroje i przed lustrem podziwia efekty własnej pracy. Talentu cukierniczego zazdrości mu niejedna domowa gospodyni. Jest lubiany i szanowany przez sąsiadów, ponieważ zawsze ma czas, na wszystko znajduje radę, a przy tym odznacza się niespotykaną w dzisiejszych czasach życzliwością.
Surowy ojciec, niezrealizowane plany, które rozmijały się zupełnie z oczekiwaniami rodziny, naznaczyły jego życie bolesnymi wspomnieniami. Obcy nie wykazują dla jego odmienności tyle zrozumienia co sąsiedzi. Odmienność rodzi agresję – pan Marian pobiera rentę, ponieważ w wojsku został pobity przez innych rekrutów. Bohater nie umie walczyć, jest zbyt łatwowierny. Tylko raz, broniąc się przed gwałtem, używa przemocy wobec sąsiada, co pogłębia jego emocjonalne rozchwianie. Marian na zawsze już skazany będzie na życie w kłamstwie i ciągłą grę pozorów.
Marysię Kozak, jedenastoletnią lokatorkę kamienicy, poznajemy w rozdziale Księżniczki. To z pozoru słodka, cukierkowa dziewczynka, naprawdę jednak buntowniczka na miarę Jamesa Deana – próbuje wyzwolić się od stereotypu małej księżniczki. Wieczorami ucieka z domu i na klatce schodowej z Czarną Mańką pali papierosy Vogue, symbol luksusu dla ubogich, lub wyrusza w miasto, by dać wyraz swojej wściekłości. Nikt nie podejrzewa jej o plądrowanie piwnic, niszczenie samochodów, psucie bankomatów. Nikt też specjalnie się nią nie interesuje, dlatego Marysia nie radzi sobie z emocjami. Jest pełna sprzeczności – symbolami jej świata są Matka Boska i młoda punkówa. Nie potrafi dostosować się do wymogów otoczenia, prowadzi więc podwójne życie – skoro nie można pobrudzić sukieneczki z wierzchu, to specjalnie wyciera ubrudzone ręce w podszewkę. Niekontrolowany gniew, pustka, zawiedzione nadzieje sprawiają, że jedenastolatka staje się pozbawioną skrupułów i wyrzutów sumienia podpalaczką.
Stylistycznie Sylwia Chutnik idzie szlakiem przetartym już przez innych młodych autorów. Akcent został przesunięty z poprawności na autentyczność – bohaterowie mówią językiem ulicy. Ten zabieg pomaga oddać klimat warszawskiej Ochoty, a wydarzeniom i bohaterom dodaje wiarygodności. Autorka nie boi się mówić o tym, co wstydliwe, niewygodne bądź niemodne. Ciemne strony kobiecości zostały ukazane wyraziście, ponieważ autorka uniknęła niepotrzebnego patosu, zastępując go ironią i dystansem. Niektóre epizody mogą wywołać uśmiech, ale będzie to raczej rodzaj śmiechu przez łzy – Chutnik pisze przecież o rzeczach trudnych, ale jednocześnie niezwykle istotnych, bo dotyczących tych stron kobiecości, o których do tej pory mówiło się niewiele. Kieszonkowy atlas kobiet skłania do refleksji nie tylko nad społeczną kondycją kobiet, lecz szerzej – nad jakością stosunków międzyludzkich w dzisiejszym świecie.
Sylwia Chutnik: Kieszonkowy atlas kobiet. Ha!art, Kraków 2008, ss. 232.