O destrukcji świata, nostalgii i pragnieniu zakorzenienia
„Ta powieść uwodzi od pierwszego zdania” – tak na antenie radiowej Trójki Michał Nogaś zapowiadał Podkrzywdzie, powieściopisarski debiut Andrzeja Muszyńskiego. Książka ukazała się pod koniec 2015 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego, a jej twórcę nominowano do Paszportu „Polityki” w kategorii literatura. Muszyński – urodzony w 1984 roku we wsi Krzykawy k. Olkusza, z wykształcenia prawnik a zamiłowania globtroter – nie jest jednak debiutantem. Swoje relacje z podróży zamieszczał na łamach „National Geographic Polska”, „Gazety Wyborczej”, „Przeglądu”, „Stosunków Międzynarodowych”, a ostatnio zadebiutował w „Akcencie”1 i „Toposie” jako poeta. W 2012 roku został pierwszym stypendystą Fundacji Herodot im. Ryszarda Kapuścińskiego, co sprawiło, że zyskał miano jednego z najzdolniejszych reportażystów młodego pokolenia. W dużej mierze dzięki stypendium powstał Cyklon – zbiór literackich reportaży z wypraw do Birmy, opublikowany w ubiegłym roku przez Wydawnictwo Czarne i nominowany do prestiżowej Nagrody im. Beaty Pawlak. Muszyński ma też na swoim koncie inne wyróżnienia: został laureatem Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu (2012) oraz laureatem konkursu „Nauka a duchowość” Centrum Kopernika (2015), był także nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia (2014). To ogromny sukces, tym bardziej że jego pierwsze książki – Południe i Miedza – ukazały się nie tak dawno, bo w 2013 roku.
O ile Południe to zbiór reportaży, szkiców i impresji z licznych podróży do południowej Azji, Ameryki Łacińskiej i Afryki, czyli – z punktu widzenia Europejczyka – „peryferii świata”, o tyle w opowiadaniach z tomu Miedza Muszyński powrócił na peryferia rodzime – do wsi Sosnowice, położonej w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Miedza – swoiste preludium do Podkrzywdzia – wpisuje się w tzw. nurt chłopski, któremu patronuje twórczość Tadeusza Nowaka i Wiesława Myśliwskiego, przywołuje też klimaty charakterystyczne dla Opowieści galicyjskich Andrzeja Stasiuka. Warto przy okazji wspomnieć, że ostatnio wielu twórców młodego pokolenia osadza akcję swych utworów na wsi. Wymieńmy najbardziej znaczące teksty: Dygot Jakuba Małeckiego, Skorunia Macieja Płazy czy – nominowane do Nike 2015 – Guguły Wioletty Grzegorzewskiej i Sońkę Ignacego Karpowicza. W utworach tych wiejskie realia, kontekst historyczny i społeczno-polityczny kształtują osobowość i zachowania bohaterów, ale jednocześnie najistotniejsze kwestie dotyczą spraw uniwersalnych.
Podkrzywdzie tym różni się od wspomnianych książek, że świat przedstawiony uległ w tej powieści odrealnieniu, choć autor ukazuje swoje rodzinne strony. Mamy więc Jurę Krakowsko-Częstochowską z jej zespołami skalnymi, jaskiniami i rzeką Białą, a także Pustynię Błędowską. W wywiadach Muszyński nadmieniał kilkakrotnie, że obraz wsi, w której narrator pod opieką babki i dziadka spędził dzieciństwo, stworzony został na kanwie zasłyszanych niegdyś opowieści. Stąd wzięły się domy pomalowane na niebiesko, burze piaskowe zasypujące okoliczne chałupy aż po okiennice, skarby odnalezione w ruinach dawnego grodu rycerskiego czy kwitnąca igła, którą zainteresowali się funkcjonariusze UB. Realistycznym szczegółem wydaje się też pędzenie bimbru o wdzięcznej nazwie Czar Pustyni.
Czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że z książki Muszyńskiego wyłania się obraz dawnej wsi i jej mieszkańców (nazwanych „tuziemcami”), żyjących zgodnie z cyklem natury i obrzędów religijnych. „Tuziemcy” wieczory spędzają przy świecach, w ciągu dnia zaś pochłonięci są pracami polowymi, zbieraniem grzybów i ziół, darciem pierza oraz pędzeniem gorzałki. Hołdują też dawnym wierzeniom, np. pusty talerz przy wigilijnym stole zostawia się w tych stronach dla ducha zmarłego, samobójców wynosi się z domu przez jamę wykopaną pod progiem, a najskuteczniejszym lekiem na poparzenie było wsadzenie rany w krowie łajno (s. 118). Ponadto tutejsi ludzie odczuwają niechęć do oddzielonego łańcuchem górskim bezimiennego – pisanego wielką literą – Miasta, do którego udają się sporadycznie na jarmark, a zabobonny lęk wzbudza w nich samotna, zawodząca głośno staruszka, zwana Śniętą Szmirą.
W istocie to jednak iluzja, wieś z Podkrzywdzia nie przystaje do jakichkolwiek naszych wyobrażeń o przeszłości. Przede wszystkim nie ma w niej wójta, pana i plebana – wprawdzie kiedyś byli, ale przepędził ich Stójkowy. To właśnie on dzierży pełnię władzy świeckiej i sakralnej, w kościele rozsądzając spory pomiędzy „tuziemcami”. Intryguje już samo określenie owej postaci słowem „stójkowy”, gdyż mianem tym nazywano w zaborze rosyjskim podrzędnego policjanta… Tak naprawdę o „tuziemcach” prawie nic nie wiemy; nazwiska, a raczej przezwiska kilku z nich wymienia dziadek, kiedy dokonuje podziału na ludzi „ciepłych” i „zimnych”. Nic natomiast nie mówi się o kobietach i dzieciach – jakby nie istniały. Bezimienna osada sprawia wrażenie sennej fantasmagorii, gdyż opowieścią narratora rządzi bergsonowski czas psychologiczny. Opowiadacz to człowiek już dorosły, dręczony nostalgią, mieszkaniec współczesnej wielkomiejskiej przestrzeni, którą kontestuje. Swój bunt wyraża w zakończeniu Księgi Wyjścia. Finalny, chaotyczny monolog, miejscami przypominający pijacką diatrybę, wygłasza w imieniu tych, którzy odczuwają więź ze swymi korzeniami: Jesteśmy gangiem, który chce żyć, i ten gang istnieje. Zdradzę ci sekret – dostaliśmy cynk, że za trzy dni na cztery dni wyłączą prąd i na niebie pokaże się Gościniec do Nieba (s. 171). W innym miejscu sarkastycznie oświadcza: Może dotrwamy do dnia, gdy z laptopikiem na kolanach odpalimy tiwi, a nad wyraz sławna prezenterka w nad wyraz modnym żakiecie ogłosi: „Szanowni państwo, dziś skończył się na świecie świat. Wszyscy zdążyli odpisać na majle” (s. 167).
Psychiczna więź z przeszłością sprawia, że dorosły mężczyzna rzuca współczesnej zracjonalizowanej kulturze wyzwanie. Przyznaje się do wędrówek na mityczne Podkrzywdzie, choć nie ma przy tym złudzeń, że świat dzieciństwa ulega destrukcji: Na końcu spirali przy bajorze leżą góry śmieci, bo jakiś buc nie ma rozumu, leżą w miejscu, w którym stał dziadek (s. 173). Emocje ewokują obraz po raz ostatni widzianego dziadka: Porywało go światło, by mu towarzyszyć jako zaradny, choć uparty sługa (s. 173). Dziadek, który w dzieciństwie zawładnął wyobraźnią wnuka, nadal jest w jego świadomości kreatorem swoistego mikrokosmosu. Opowiadacz snuje więc niespieszną opowieść o utraconej czasoprzestrzeni, narracja prowadzona w czasie przeszłym ma charakter wyraźnie retrospektywny. Kilkakrotnie natykamy się na zdania typu: Był to nasz ostatni wspólny siew, który zgodnie z wolą dziadka celebruję do dziś (s. 105).
Z perspektywy dorastającego chłopca poznajemy owo fantazmatyczne miejsce. Babka – zielarka – jest tu postacią drugorzędną; to milcząca, przyziemna, zajmująca się codzienną krzątaniną kobieta. Patriarchalny rytuał określa jej relacje z dziadkiem. We wspomnieniach narratora jawi się on jako ostatni wyznawca archaicznego kultu solarnego: witał każdy jego wschód ukłonem, ściągając czapkę z głowy (s. 23). Również jako ostatni potrafił przewidzieć pogodę czy nadejście gęstej mgły. Wierzył, że zabicie bociana sprowadza śmierć, przywoływał wiosnę, do krwi biczując sobie plecy. Był także wizjonerem, dzielącym się z chłopcem swą mityczną historią wioski. Opowieść tę – mówi narrator – potrafię dziś przytoczyć w połowie jego, a w połowie swoimi słowami (s. 38). Owa Genesis rozpoczyna się od słów: Zanim Stójkowy zjawił się w naszym niewielkim życiu, (…) nasza wieś składała się z siedmiu rozrzuconych po wzgórzu chałup, przedzielonych złotymi łanami. (…) Zboczami aż po Wodę wił się pośród gigantycznych wysolonych głazów bujny ogród, który należał do wszystkich (s. 38). W innym fragmencie książki znajdujemy oryginalną koncepcję dziejów dziadkowego mikrokosmosu: żyjemy w Czwartym Świecie – Pierwszy został strawiony przez ogień, Drugi przez lód, a Trzeci przez wodę (s. 63). Dziadek przeczuwa, że ten świat ulegnie zniszczeniu przez Miasto, a przyczyni się do tego Stójkowy, postać także mityczna.
Stójkowy to enigmatyczny przybysz nie wiadomo skąd, wszechwładny prawodawca. Po przepędzeniu pana zamieszkał w jego dworze, który wypełnił szczelnie książkami: Były wszędzie – na parapetach i na stolikach, na zapiecku i w komorze, w skrzyniach i na krzesłach, na podłodze i na biurku, ułożone w sięgające sufitu stosy (ss. 121-122). A wśród nich znajdowały się rozmaite tomy: od Koranu i prac Awerroesa poprzez dzieła Fiodora Dostojewskiego i Brunona Schulza po książki Marka Bieńczyka i Olgi Tokarczuk. To do Stójkowego w tajemnicy wyrusza chłopiec i dzięki niemu zostaje wprowadzony w świat wiedzy. Możemy mówić o swoistej psychomachii pomiędzy dziadkiem, mistycznie odczuwającym naturę, a Stójkowym, człowiekiem intelektu. Zarazem obaj dopełniają się w procesie inicjacji narratora.
Niewątpliwie Podkrzywdzie przywodzi na myśl prozę Brunona Schulza, a owo twórcze powinowactwo uwidacznia się w kilku aspektach. Wspomnijmy choćby o aurze miejsca, nieskonkretyzowanym czasie akcji, mityzacji bohaterów, aluzjach do Biblii, służących uwzniośleniu świata przedstawionego. Ponadto Muszyński podzielił opowieść narratora na czternaście „Ksiąg”, rozpoczynając od Księgi Ofiary, a kończąc na Księdze Wyjścia. I – co ważne – zarówno on, jak i słynny drohobyczanin, ukazują mikrokosmos w momencie przemiany: u Schulza sklepy cynamonowe ustępują miejsca Ulicy Krokodyli, szlachetne handle odchodzą w przeszłość, zastąpione przez „pseudoamerykanizm” i nowoczesność, natomiast w Podkrzywdziu widzimy, jak spełnia się dramatyczna przepowiednia dziadka o przyszłości, która należy do Miasta. Podobieństwo możemy również dostrzec w warstwie językowej, pełnej wydobytych z lamusa słów, rozbudowanych metafor i porównań, misternych konstrukcji składniowych. Dzięki temu materia pulsuje tajemną, witalną siłą, a rzeczywistość ma ten sam status ontologiczny co wyobraźnia. Na przykład: W ten sposób weszliśmy w dobrze znany tunel zielonych dni, którym chcieliśmy się przebić podstępnie na drugą stronę zimy. Wszystko wydawało się toczyć w dół gołej płaśni, ściśnięte w dłoni grudki ziemi zamieniały się w pył i frunęły w dal (s. 50).
Na uwagę zasługuje sposób ujęcia problematyki inicjacji. O ile proza Schulza już od pierwszych stron nasycona była erotyką, o tyle u Muszyńskiego świat narratora jest wybitnie aseksualny. Można odnieść wrażenie, że miejsce Erosa zajął Tanatos, gdyż rozpoczynająca opowieść Księga Ofiary wypełniona została drastycznymi i jednocześnie sensualnymi opisami rzezi dokonanej przez dziadka na „całej rozgęganej gadzinie”. Do udziału w tym szaleńczym procederze zostaje zmuszony wnuk, przechodzący w ten sposób swoistą inicjację. Zresztą ramy czasowe narracji o mitycznej wiosce wpisane są w cykl agrarny: od jesieni do jesieni. Trudno więc oprzeć się skojarzeniom z tajemnymi misteriami eleuzyńskimi, w których śmierć stanowiła warunek narodzin.
Opisany w Podkrzywdziu rok jest czasem powolnego rozpadu istniejącego mikrokosmosu. Chłopiec dostrzega najpierw zmiany w wyglądzie dziadka: Z każdym dniem wydawał się coraz niższy z tą swoją obwisłą skórą (…). Jego oczy bielały z dnia na dzień, z początku przypominając kurze, rozkojarzone ślepia, by którejś nocy zapaść się na dobre, co wywołało u mnie przerażenie i fale wycieńczających koszmarów (ss. 7-8). Jeszcze bardziej zaczyna bohatera niepokoić zachowanie starca: ataki nieokiełznanej furii, pogrążanie się w pijaństwie, długie rozmowy z samym sobą, a właściwie z tajemniczym „onym”, któremu notabene autor zadedykował książkę. I przede wszystkim całodniowe, a później wielodniowe wyprawy na tytułowe Podkrzywdzie, zdaniem wnuka znajdujące się gdzieś w ostępach błędowskich lasów. Ponieważ dawny świat traci swą stabilność, stając się bardziej niepojęty i zarazem pociągający, chłopiec zaczyna śledzić dziadka. W trakcie jednej z wędrówek widzi go klęczącego u podnóża skał wśród płonących świec. Kiedy po odejściu starca bohater czyta niezrozumiałe, wyryte na tabliczce słowa: Dzieciom, które nigdy nie widziały światła (s. 113), wydaje mu się przez chwilę, że odnalazł tajemnicze Podkrzywdzie. To jednak okazuje się iluzją.
Nie tylko dziadek dręczony jest niszczącym niepokojem, ulega mu również racjonalny Stójkowy. Późną wiosną coraz częściej zamyka się w swoim dworze. Tuziemcy, którzy mu usługiwali, opowiadali, że jest pożółkły i wychudzony, wygląda na chorego (s. 95). Pod koniec lata wszystkim wydaje się, że Stójkowy opuszcza wieś, jednak on ostatecznie inaczej rozstrzyga swój los. W pamięci dorosłego narratora pozostaje kimś, kto uwolnił go od wielu dziecięcych lęków, np. strachu przed Śniętą Szmirą, wprowadzając w świat wiedzy. Dziadek zaś jest tym, kto przeczuwając swoje odejście, skłania wnuka do wniknięcia w tajemny świat natury. Zapewne pragnie, by chłopak w przyszłości stał się spadkobiercą jego mikrokosmosu. Pojawia się zatem pytanie o możliwość zachowania dawnych mitów w zracjonalizowanym świecie.
Jak rozstrzyga je Muszyński? Epilog. Księga drugiej strony daje odpowiedź jednoznaczną. Narrator (pisarz!), po latach wracając do swych korzeni, rodzinnej chałupy, mówi: Od chwili gdy zobaczyłem ją pierwszy raz, stała się dla mnie jak wspomnienie jedynego takiego snu, na którego powrót liczymy każdego wieczoru (s. 176). Oczywiście nie ma ani dziadka, ani Stójkowego, babka zaś okazuje się osobą niezwykle elokwentną. Racjonalnie wyjaśnia wnukowi większość niezwykłych zjawisk, niekiedy odpowiada wymijająco, zalecając pisarzowi zachowanie powściągliwości. Na jego rozpaczliwą konstatację, że w tym świecie nie ma już miejsca dla żadnej tajemnicy, replikuje przewrotnie: Chyba naprawdę nadal niewiele rozumiesz (s. 186). I wtedy pojawia się Miłoszek, pomocnik babki, postać całkowicie realna: starszy mężczyzna o rozbawionej, dziecięcej twarzy, w ubłoconych butach, sięgający mi najwyżej do bioder (s. 187). Tę finalną scenę można potraktować jako spełnienie jednej z przepowiedni dziadka. Cóż, Muszyński realizmem magicznym w Podkrzywdziu prowokuje czytelników, wskazując, iż mimo wszechobecnej technicyzacji, nic tak naprawdę nie jest oczywiste.
1 Wiersze Andrzeja Muszyńskiego opublikowaliśmy w 3 numerze „Akcentu” z 2014 roku, natomiast teksty prozatorskie tego autora ukazały się na naszych łamach w roku 2012 (nr 2) i 2013 (nr 2) [przyp. red.].
Andrzej Muszyński: Podkrzywdzie. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, ss. 189.