Z cyklu Wyliczanki
po koncercie Dylana,
16 kwietnia 2017 roku w Amsterdamie
dzisiaj znowu śnił mi się Bob Dylan
kiedyś
zaskoczona stwierdziłam
że jest dla mnie jak bóg
miał ten najważniejszy atrybut:
był
zawsze odkąd pamiętam
odkąd w poprzednim życiu
tłumaczyłam z czechosłowackiej winylowej płyty
no nie siedź tak i nie dziw się, dziewczyno,
jakbyś go nic a nic nie znała
no nie płacz tak i nie dziw się, dlaczego,
co z serca, to i z oczu
jak bóg w mitologii
miesza się z codziennymi mężczyznami
ale tylko w snach
ta zastępcza boskość
tworzy sama siebie
poprzez drugi nieodzowny atrybut:
niedostępność
coś jakby blues
gdyby to wszystko dało się zasejwować
w takie pliki z wyraźnymi tytułami
miłość młodość zysk
może bym coś z tego zrozumiała
może bym coś zrozumiała
z tego życia
gdyby to wszystko dało się zafajlować
z wyraźnymi tytułami
starość strata straszny człowiek
może bym coś z tego zrozumiała
może bym coś zrozumiała
z tego życia
gdyby to wszystko dało się zabekapować
z wyraźnymi tytułami
szlachetność lojalność
wyrachowanie obłuda
rial i feik
może bym coś z tego zrozumiała
może bym coś zrozumiała
z tego życia
gdyby sztuka życia polegała
na fotoszopowaniu w kolorze indygo
myśli i uczuć
miejsc i zdarzeń
może bym coś z tego zrozumiała
może bym coś zrozumiała
z tego życia