Barbara Kowalik. Córka kata – pierwszy wielki sukces Hanki Ordonówny

Spis treści numeru 4/2018

Córka kata – pierwszy  wielki sukces Hanki Ordonówny

W stulecie występów artystki w kabarecie Wesoły Ul w Lublinie

Hanka Ordonówna kojarzona jest dzisiaj przede wszystkim z utworem Miłość ci wszystko wybaczy. Inne ważne jej piosenki, w tym niezwykle poruszająca Córka kata, niestety popadły w zapomnienie. Sukces Córki kata w listopadzie 1926 roku był punktem zwrotnym w karierze przyszłej gwiazdy. Zanim jednak szczegółowo o tym opowiem, warto cofnąć się na chwilę do roku 1918, kiedy to początkująca artystka znalazła się w Lublinie1. Wcześniej związana była z warszawskim kabaretem Sfinks, gdzie najpierw występowała jako tancerka, potem zaś otrzymała szansę solowego debiutu jako piosenkarka. Utwór Szkoda słów, który zaśpiewała 17 września 1918 roku pod pseudonimem Anna Ordon, spotkał się jednak z druzgocącą krytyką i ambitna debiutantka niemal z dnia na dzień wyjechała z Warszawy do Lublina2. Był tylko jeden pozytywny efekt tego niefortunnego występu: w jednej z recenzji po raz pierwszy pojawiło się określenie „pani Ordonówna”.

Ordonówna dołączyła do grupki młodych, utalentowanych zapaleńców, którzy współtworzyli w Lublinie kabaret Wesoły Ul. Powstał on już znacznie wcześniej, 1 kwietnia 1918 roku, ale dopiero w sezonie letnim osiągnął „wysoki poziom artystyczny”, prezentując cięte teksty i piętnując takie nadużycia społeczne jak paskarstwo czy drożyzna3. Na czele teatrzyku stali wtedy (od 21 czerwca do 2 września) Edward Domański4 oraz Tadeusz Żeromski ps. Wrzos5, natomiast 2 września kierownictwo objął Janusz Sarnecki, który razem z nimi kontynuował ten sam kierunek. Na kilka dni przed rozpoczęciem nowego sezonu „Ziemia Lubelska” opublikowała swoisty manifest artystyczny Wesołego Ula: napisano, że zespół idzie za najświeższym kierunkiem programowym małych scenek literackich, stawiając na utwory rewiowe i dramatyczne, a „zarzucając szablon solowych produkcji”; że zgromadził sto kilkadziesiąt utworów dramatycznych i muzycznych w „lekkim stylu”; że celem jest „ufundowanie placówki kulturalnej” oraz uszlachetnienie wymagań widza i podniesienie ich na wyższy poziom intelektualny, a środkiem do tego będzie wystawianie „form literackich najlepszych piór” oraz „najcenniejszych perełek muzycznych”, gwarancją zaś – objęcie steru przez p. Janusza Sarneckiego, cenionego artystę i reżysera scen warszawskich, który „obowiązki kierownika” będzie „dzielić” z Edwardem Domańskim, znawcą „tego odłamu sztuki ze scen zagranicznych”. Inaugurację sezonu zapowiedziano na 5 września6. Ową nad-scenkę literacko-artystyczną – jak nazwali ją sami artyści, unikając moralnie wówczas jeszcze wątpliwego określenia „kabaret” – tworzył niewielki, acz bardzo zgrany, koleżeński i przepełniony entuzjazmem zespół. Wesoły Ul występował w sali kina Louvre przy Krakowskim Przedmieściu 48. Finansowało go dwóch przedsiębiorców teatralnych, którzy od razu wypłacili wszystkim zaliczkę i sprowadzili pianino.

W nowym sezonie Wesoły Ul z miejsca przystąpił do intensywnej pracy. Każdy pracował nie tylko nad własną rolą, ale też nad całością. Ordonówna zajmowała się między innymi szyciem dla wszystkich kostiumów. W bibliotece miejskiej przepisywała fragmenty utworów przeznaczonych do wykonania – w zmieniających się cotygodniowo programach miały się znaleźć piosenki, wiersze liryczne, skrócone operetki, jednoaktówki Fredry, Bałuckiego i Moliera, Świerszcz za kominem Dickensa, ale też krótkie teksty Arthura Schnitzlera czy Franka Wedekinda, podejmujące seksualne tematy tabu. Ordonówna miała deklamować jako Zosia fragment z Pana Tadeusza, a także balladę Mickiewicza Pani Twardowska. Dziś trudno orzec, które z tych planów i w których programach faktycznie zrealizowano. W pierwszym programie zapamiętanym przez Ordonkę znalazły się – jak podaje Wittlin – między innymi: jednoaktówka Kamizelka według noweli Prusa, polonez Ogińskiego Pożegnanie ojczyzny odgrywany w kostiumach z epoki, wyjątek z Wesołych kumoszek z Windsoru Szekspira, satyra Mikołaja Biernackiego-Rodocia, krótka operetka Lehara, melorecytacja Wrzosa i piosenka Sarneckiego. Wittlin tak opisuje reakcję widowni: Publiczność jest oszołomiona, a gdy zapada ostatnia kurtyna, brawom nie ma końca. Artyści schodzą na widownię i wszystkim ściskają ręce jak dobrym znajomym. Nazajutrz sprawozdawca „Ziemi Lubelskiej” oświadcza w recenzji, że widzowie opuszczali teatr pod urokiem przedstawienia i choć przez chwilę czuli się lepsi7. Sala zostaje wyprzedana na kilka dni z góry, tak że finansiści Wesołego Ula też są zadowoleni, chociaż nie tak wyobrażali sobie kabaret. Domański z Wrzosem prześcigają się w coraz bardziej ambitnych i nowatorskich pomysłach. Przede wszystkim unikają szmiry. Na Boże Narodzenie przygotowują program świąteczny na wysokim poziomie, a na sylwestra – wspaniałą Rewię noworoczną. Widowiska cieszyły się niesłabnącym powodzeniem, mimo że – jak ze szczyptą ironii zauważyła w 1918 roku Zofia Lipińska w felietonie Na lubelskim bruku – Wesoły Ul to miejsce na mapie lubelskiej rozrywki, w którym „czasami trudno publiczności śmiać się”8.

Jak wiemy ze wzmianki na łamach „Ziemi Lubelskiej”, indywidualny debiut Ordonówny w Wesołym Ulu miał miejsce 21 stycznia 1919 roku9. Wittlin opisuje, nie podając daty, że na otwarcie przedstawienia artystka wykonała wiązankę piosenek: O mój rozmarynie, Ułani, ułani i Rozkwitały pęki białych róż. Śpiewając tę ostatnią, Ordonówna z koszem stokrotek schodziła ze sceny, rozdawała publiczności biało-zielone bukieciki i, powracając na scenę, kończyła występ. Jak pisze Wittlin, jej interpretacja pieśni wojskowych i legionowych „chwytała za serce”, wzruszając do łez lubelską publiczność, tak iż dziesiątki rąk wyciągają się po drobne bukiety10. Od tej pory piosenki żołnierskie staną się stałym elementem repertuaru Ordonówny; będzie do nich powracać, niczym bojowniczka, w chwilach podniosłych lub trudnych dla kraju. W tym samym programie artystka zagrała też w komedii Carla Goldoniego Il Campiello. Ten krótki wenecki wodewil, wystawiany w barwnych strojach, z muzycznymi wstawkami i elementami pantomimy dawał jej możliwość improwizacji, napisany był bowiem w stylu commedia dell’arte. Widowisko z Ordonówną w kostiumie Colombiny zebrało gorące oklaski.

Twórcy Wesołego Ula nawiązali bliskie kontakty z lubelską społecznością. Przechodnie uśmiechali się do nich na ulicy, pożyczali im na rekwizyty tak cenne przedmioty jak biedermeierowskie meble, bujający fotel czy portret rodzinny w złoconej ramie. Kierownik restauracji Grand Hotelu wypożyczył teatrowi dużą palmę w zielonej donicy, z ratusza sprowadzono rzeźbioną skrzynię, Ordonówna przyniosła od pani doktorowej, u której mieszkała, klatkę z kanarkiem. Później widzowie z satysfakcją rozpoznawali na scenie meble i obrazy pochodzące z salonów swoich sąsiadów lub przyjaciół. Pani doktorowa i jej dwie sąsiadki pomagały Ordonównie w szyciu kostiumów. Ludzie byli dumni, że przyczyniają się do rozwoju sztuki dramatycznej w swoim mieście.

Wesoły Ul stopniowo zaczęły jednak dotykać niekorzystne zmiany w zespole i kabaret ostatecznie się rozpadł. Po pożegnalnym występie i wielkiej kolacji w Grand Hotelu z winem, toastami, przemowami i serdecznymi podziękowaniami artyści rozeszli się każdy w swoją stronę. Ordonówna od kwietnia 1919 roku była z powrotem w Warszawie, a od 17 czerwca ponownie występowała w Sfinksie. Lubelski eksperyment na całe życie wpoił jej przekonanie o artystycznej wartości sztuki kabaretowej. Pobyt w Lublinie w sezonie 1918-1919 to okres bardzo intensywnej pracy przyszłej gwiazdy nad sobą i żmudnego poznawania przez nią aktorskiego rzemiosła. Dużo czytała, między innymi powieści Orzeszkowej, poezje Lenartowicza i Staffa, wypożyczając książki z miejskiej biblioteki. Zapisała się na kursy eksternistyczne dla dorosłych, aby uzupełnić braki w wykształceniu. Pilnie uczyła się sztuki scenicznej, wypytując kolegów o najdrobniejsze szczegóły. Dyskutując, nabierała swobody w rozmowie. Sarnecki, nazywając ją Hanką, bezwiednie przyczynił się do narodzin owego scenicznego pseudonimu, który już wkrótce miał się stać jej znakiem firmowym.

Jak wynika z relacji Wittlina, artystka zachowała o Lublinie ciepłe wspomnienia jako o mieście cichym, spokojnym i kulturalnym. Tu ukoiła swój ból po warszawskim niepowodzeniu, tutaj rozkwitła – mimo ciężkiej pracy od rana do wieczora przy niezmiennie wątłym zdrowiu. Na scenie zwracała uwagę publiczności talentem i urodą. Różnym dostojnym paniom dostarczała subtelnych wzruszeń, a zamożni ziemianie i oficerowie, zwłaszcza pewien generał, wierny adorator, posyłali jej kwiaty z zaproszeniem na kolację. Niemałe znaczenie dla dobrego samopoczucia Ordonówny miały godne warunki życia. U miłej, starszej pani, wdowy po lekarzu, wynajmowała jasny, frontowy pokój z białymi firankami w oknie i kanarkiem Maciusiem. Doktorowa opiekowała się nią, pilnując, by jadła solidne śniadania i piła przed snem szklankę mleka. W wolnych chwilach Ordonówna zapewne bywała w lubelskich kawiarniach i restauracjach, a także w kinie Sokół, w karnawale zaś być może na zabawie w Resursie Obywatelskiej. Co jednak najistotniejsze, uczestniczyła w Lublinie w tworzeniu prawdziwej sztuki. (…)

1 Odzyskanie przez Polskę niepodległości wywołało eksplozję ogólnonarodowej radości, która przejawiała się między innymi w rozkwicie wszelkiej twórczości rozrywkowej. Tadeusz Wittlin, autor biografii Ordonki, tak opisał atmosferę tamtego czasu: Listopad 1918 roku i Polska wybucha jak złocista rakieta! Na ulicach Warszawy ludność rozbraja Niemców (…) Piłsudski zwolniony z twierdzy w Magdeburgu, wraca do stolicy owacyjnie witany przez niezliczone tłumy. Miasto wre. (…) Koniec wielkiej wojny i zmartwychwstanie wolnej, niepodległej Polski! Zewsząd powiewają biało-czerwone flagi! (…) Uszczęśliwieni ludzie chodzą po mieście i gadają, krzyczą, wrzeszczą jeden przez drugiego. I śmieją się, śmieją się od rana do nocy. W kawiarni o wolnym miejscu nie ma co marzyć. Przy kasach iluzjonów – jak mówią niektórzy: kinematografów – tłok potworny. Teatry wypełnione co wieczór. Równie wielkie powodzenie mają kabarety (T. Wittlin: Pieśniarka Warszawy: Hanka Ordonówna i jej świat. Wydawnictwo LTW, Łomianki 2011, s. 37; pierwsze wyd. – Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1985).

2 Kolega Ordonówny Ludwik Sempoliński tak wspominał jej wyjazd, który sprawił mu dużą przykrość, gdyż oboje byli najmłodszymi członkami zespołu Sfinksa: Przerażona, zrozpaczona Hanka, ponieważ była bardzo ambitna, uciekła z teatru i z Warszawy (L. Sempoliński: Wielcy artyści małych scen. Czytelnik, Warszawa 1968, ss. 184-185).

3 S. Kruk: Życie teatralne w Lublinie (1782-1918). Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1982, s. 212.

4 Znawca operetki i tłumacz; wcześniej w Wiedniu był asystentem Franza Lehara. Według Sempolińskiego, przedwczesna śmierć Domańskiego 15 października 1935 roku w wieku 41 lat była poważną stratą dla teatrów muzycznych (L. Sempoliński: Wielcy…, dz. cyt., s. 491).

5 Poeta, w młodości był zarówno aktorem, recytującym np. własne satyry na modny wówczas futuryzm, jak i jednym ze stałych dostawców tekstów dla Sfinksa, autorem popularnych piosenek, m.in. Mody, której wykonaniem zwrócił na siebie uwagę Sempoliński, czy piosenki Jarossy i chrząszcz, napisanej dla F. Járosyego (tamże, ss. 190, 213, 252-253, 456).

6 „Ziemia Lubelska”, 26 sierpnia 1918 roku, s. 3.

7 T. Wittlin: Pieśniarka…, dz. cyt., ss. 56-57.

8 Cyt. za G. Kondrasiuk: Kabaret w Lublinie. http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/kabaret-w-lublinie/ (26.04.2018).

9 W numerze 14 „Ziemi Lubelskiej” z 21 stycznia 1919 roku na stronie 3 czytamy: Dziś całkowita zmiana programu (…) Pierwszy występ Ani Ordon.

10 T. Wittlin: Pieśniarka…, dz. cyt., s. 56.

 Dalszy ciąg w wydaniu tradycyjnym „Akcentu”.