Zmiana klimatu
I
Babciu, zanim umarłaś,
jęczałaś miesiąc, słowem
byłaś wolna: narzekałaś na życie
w opór, nam tak trudno
jest prosić o litość,
ale zbyt często
modliłaś się za minione
kosztem nas, tutaj, wierząc,
że minione da się zmienić.
Przez ćwierć wieku nie znikło
tak wiele, jak mówią.
Dom – ten sam układ.
Fajery chodzą jak należy.
Sąsiedzi umarli, i Józek i Gienia.
Twoja nieobecność nikogo nie rani.
W twoim pokoju moje książki
z dzieciństwa, które minęło.
Sad podchodzi pod okna,
tylko coraz silniej czernią się
koryta, czernią się pachwiny,
i bieleją rzepy, to nie ślepota:
to idzie dalej, w te barwy,
w dwukolor, ku sobie.
Babciu, za mało modliłaś się
o przyszłość! Ja wciąż ślinię
grzebień, wtykam trzcinę w ucho,
kryję się przed ludźmi w jaskini
i wychodzę, gdy widzę ich plecy.
Są ludzie, są dzieci.
Ulice są kolorowe i świecą.
Jest herbata, cukier i kotlety.
Wujka Zbyszka potrąciło auto.
Czarne porzeczki na górce:
robię jak umówione – ścinam
liście i zostawiam owoce.