Przejdź do treści
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Roman Chojnacki. Wiersze

Spis treści numeru 2/2023

Jest nas tu coraz mniej

Jest nas tu coraz mniej, bo się umiera, czasem
powoli, czasem bardzo szybko, jak to zwykle
w takich przypadkach bywa.

Nie pisałbym tych słów, gdybym w nocy nie
usłyszał ich bliskich moich ust kroków, i gdyby
dziś rano, a jakże, nie uderzyły mnie w pysk z całą
potęgą swoją, ważnością i melancholią.

Próbowałem opędzić się od nich, ale gdy pełen nadziei
usiadłem w ogrodzie, ktoś w oddali zaczął grać na
grzebieniu, kilka kozłów i saren przysiadło się
do wspólnego stołu zieleni, a wielkie oko horyzontu
przybrało należne mu, nieskazitelnie znamiona.

W godzinę później Pan z siwą głową dołączył do nas,
jak zwykle uśmiechał się półgębkiem, grzebał paluchem
w zębach, a później, już przy kawie, nakazał mi zwrot
Księgi, skupienie się na dacie w sercu i zapisaniu tych słów.

Jaskra

Zacząć muszę od przyznania się, że długo nie rozumiałem,
dlaczego mlecze i pola rzepaku budzą we mnie nieufność
i zwątpienie. Czy dlatego, że mają w sobie bardzo dużo żółci,
czy może dlatego, że żyją po cichu, ot, liche stwory, pozornie
niczyje, które nieprzyzwoicie małpują słońce i kolą w oczy?
A może dlatego, że bywają zakochane z wdzięcznością w
pszczołach i trzmielach, z łatwością uwodzą nastoletnich
kochanków, dorosłych naiwniaków oraz starców i staruszki.

Tamtego majowego dnia czułem się byle jak, wyszedłem
więc z domu, patrzyłem pod nogi, później wsiadłem
w tramwaj, wysiadłem i znów szedłem pieszo. Na placu
Wolności był festyn i jakaś obca kobieta o zimnych oczach,
dużych uszach i szerokich ustach zaprosiła mnie
do tańca, szybko zdjęła swoją długą koszulę i na własne
oczy zobaczyłem jak chciwe słońce dopadło miodowego
w kolorze meszku na jej śniadych ramionach.

Odżyłem, patrzyłem na nią, na słońce myszkujące
w meszku jej śniadych ramion i myślałem: Panie,
jak dobrze jest tańczyć ze słońcem w tej obcej pani.
A ona, czytając pewnie moją pochwałę życia w
meszku słońca na jej ramionach, odsunęła się, szybko
założyła koszulę i nie patrząc na mnie powiedziała:
hej ty, wiem co ci w głowie, ale to nie jest tak do końca,
bo mój świat i ukryte w nim słońce ciała nie jest dla
ciebie, a twoje myśli są byle jakie i niesłuszne.

Odwróciłem się i mając w oczach jej słowa,
kłaniając się każdemu rozkołysanemu w rytm Tych
wieczorów fosforycznych
zaułkowi, poszedłem do
domu. Siedem kilometrów. Oślepły. Ogłuchły. Niemy.

Na drugi dzień ta pani zadzwoniła do mnie około
południa, przeprosiła za wczorajsze zachowanie, a
właściwie nie zachowanie, tylko mylący kąt padania
słońca na jej śniade ramiona. Słuchałem jej przez
chwilę, a w końcu powiedziałem, że chociaż nie wierzę
jej tłumaczeniom, że wydają mi się mówione pod
złym kątem, to jednak dzięki niej zrozumiałem, dlaczego
nie rozróżniam kolorów, czasów i stron świata.

A wtedy za oknem jakiś głos zaczął mówić do mnie
jak nieboskłon, a dom przemienił się w poletko
czarnych mleczy, fioletowego rzepaku i tęczowych
tumanów kurzu.

Więcej wierszy w wydaniu tradycyjnym „Akcentu”.

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.