„Ładnie tu u pana” (nowa książka M. Świetlickiego)
Marcin Świetlicki jest zmęczony. Albo, jeśli cytować jego własne słowa, „rozproszył się”. (W jednym z ostatnich wierszy pisze, że dałby wiele, żeby przy nim go nie cytowano. Czuję się jednak usprawiedliwiona odległością). Zatem poeta Świetlicki rozproszył się. Był zajęty występowaniem na scenie, w radiu i telewizji. Był zajęty tworzeniem Marianny G. Świeduchowskiej i jej książki. Był zajęty jeszcze mnóstwem innych czynności i w rezultacie nie starczyło mu czasu na poezję. Ostatni tomik Świetlickiego Czynny do odwołania raczej nie zachwyca.
Winę za to ponosi między innymi popularność, która przecież zawsze ma swoją cenę. Nawet jeśli jest się znanym poetą, co, wiadomo, w dzisiejszych czasach nie brzmi zbyt dumnie, to rozpoznawalność nazwiska i twarzy ma swoje nieprzyjemne konsekwencje
bo chcą chcieć, bo im się rzekomo należę,
leżę, patrzę w podłogę i nie chcę.
(Chcenie)
(…)
Poza popularnością przeszkadza Świetlickiemu także technicyzacja współczesnego świata.
Kiedy patrzę w twoje oczy – to się jak akwizytor czuję, mały,
przegrany, próbujący kupę śmiecia sprzedać
nikomu. Jeśli jesteś – przyślij mejla. (…)
Jeżeli istniejesz – to przyślij esemesa.
(Baczność!)
Wiele się zmieniło. Pod koniec lat 80. Kazik, z pomocą Kultu wyznawał Ani, że gdy jej nie ma, to umiera co najmniej dziewięć razy. A gdy patrzy w jej oczy, to zaczyna się dzień (Do Ani z płyty Posłuchaj to do ciebie, 1987). Natomiast obecnie w podobnej sytuacji można się poczuć wyłącznie jak akwizytor. Bo i jak tu kochać prawdziwie, jeśli zamiast spotkania i rozmowy załatwia się wszystko esemesem czy mailem?(…)
W Czynnym do odwołania jest kilka niezłych utworów, które kojarzą się z wcześniejszymi wierszami poety. Jest sporo zabaw językowych, poczynając od alfabetycznego układu wierszy, kończąc na takich językowych układankach jak np. Wracanie. Wadą tomiku jest jednak oczywistość. Jeśli ktoś pilnie śledzi twórczość Świetlickiego, to zaskoczy go tutaj bardzo niewiele. Sporo utworów Świetliki czy The Users już dawno wyśpiewali na swoich płytach czy koncertach. Może należałoby zsynchronizować wydawanie płyt i książek? Może zabrakło zmysłu marketingowego? A może to utwory dla przyszłych pokoleń, które przecież nie będą kojarzyły jednego z drugim? Na razie „złe mi się śni”, jak pomyślę, że Świetlicki niczym mnie już nie zaskoczy. Kolejne tomiki będą równie ładne, równie oczywiste.
Marcin Świetlicki: Czynny do odwołania, Wyd. Czarne 2001, ss. 58.