Wierny, wiarygodny, wytrwały
Patrzę na drogę życiową bogatą w dokonania i zaskakuje mnie, jak logiczny wydaje się ciąg wydarzeń, dzięki którym István Kovács stał się poetą, tłumaczem, historykiem, dyplomatą i autorem licznych książek poświęconych wielkiemu, fascynującemu tematowi. W rzeczywistości to pewnie wcale nie było takie proste, jak nam się może wydawać na podstawie autobiograficznej powieści Lustro dzieciństwa i kilku wywiadów, ukazujących kamienie milowe, które tę drogę wytyczały i które wówczas wydawały się najzwyczajniejszymi w świecie wydarzeniami – ale to właśnie one tworzą linię życia prowadzonego z rzadką konsekwencją i wiernością.
Bo przecież nie było nic niezwykłego w tym, że jako mały chłopiec przeczytał otrzymaną od babci książkę Viktora Rákosiego pt. Mali bohaterowie. Była to opowieść o węgierskiej Wiośnie Ludów, z osobnym rozdziałem poświęconym generałowi Bemowi, z której dowiedział się, że kiedy cały świat był przeciwko Węgrom, jedynie Polacy walczyli po ich stronie. Niezwykłe było tylko, że tak mocno to zapamiętał: w walkach o wolność węgierską oddawali życie również synowie innego narodu. Postanowił, że będzie się zajmował postacią Bema i dziejami polskich żołnierzy, którzy walczyli pod jego komendą. Gdy dziś patrzymy na okładki książek, które napisał, widzimy, że zrealizował swoje dziecięce marzenia.
Gdy kilka lat później, w 1956 roku, wybuchło na Węgrzech powstanie, podczas którego jedenastoletni chłopiec poczuł się nagle dorosły, znów pojawił się polski wątek, bo – jak wspomina – „czuło się w powietrzu, że Polacy są z nami”. Wtedy postanowił się nauczyć polskiego; w latach gimnazjalnych poznawał polszczyznę jako samouk, a po maturze kontynuował naukę, studiując na wydziale historii i na polonistyce.
Fascynacja wojskiem towarzyszyła mu – jak przecież bardzo wielu małym chłopcom w tych czasach – od chwili, gdy otrzymał trzy figurki glinianych żołnierzyków, którymi bawił się godzinami. Chciał ich mieć jak najwięcej, odkładał na ten cel grosiki i prosił o nie przy okazji wszelkich świąt. Lecz nawet jeśli zabawki z lat dziecinnych przepadły, István „bawił się żołnierzykami” przez wiele lat naprawdę, bo ślęcząc w archiwach podczas pracy badawczej, mógł poznać kolejno poszczególne losy tych nieznanych wcześniej bohaterów powstania węgierskiego 1848-1849.
Nie jest też niezwykła figura młodego człowieka, który w latach studenckich pisze w nocy swój pierwszy wiersz. Ale niewielu z tych obdarzonych chwilą natchnienia młodych ludzi zostaje poetami. A ponieważ pisanie wierszy czyni człowieka czułym na ukryte sfery życia, pozwala ogarnąć pełniejszym spojrzeniem ludzkie motywacje, więc również historyczne książki Istvána napisane są z nietypową dla suchej narracji historyka wrażliwością. Przedstawiając indywidualne losy ludzi zamieszanych w historię, ukazuje ich oblicza, ocala ich dla potomności, wynosi ponad dzieje, co jest, jak zauważył Jerzy Snopek, pewnym rodzajem zadośćuczynienia.
Ta sama wrażliwość kazała mu w latach służby dyplomatycznej szukać pochodzących z czasów pierwszej wojny światowej grobów żołnierzy węgierskich, którzy polegli na terenach Polski i tu zostali pochowani. Dzięki jego staraniom miejscowe społeczności mogły odkryć związane z ich okolicą ślady wydarzeń czy postaci związanych z Węgrami, wzbogacić wiedzę o przeszłości, wbudować ją we własną tradycję. Ja sama również wiele zawdzięczam Istvánowi – gdy w 1994 roku wspominaliśmy pięćsetletnią rocznicę śmierci wielkiego twórcy węgierskiego renesansu Bálinta Balassiego, dzięki jego zabiegom dyplomatycznym mógł się ukazać w liczbie tysiąca egzemplarzy stworzony przeze mnie i częściowo przeze mnie tłumaczony pierwszy w Polsce tom poezji wybranych tego rycerza i poety. A były to, jak pamiętamy, czasy mocno niesprzyjające ambitnym planom wydawniczym. Wówczas została też wmurowana na ścianie jednej z kamienic przy rynku krakowskim wykonana przez Bronisława Chromego piękna tablica przedstawiająca sławny wizerunek poety.
István o swojej działalności powiedział kiedyś: „Polacy bardzo nas lubią, ale właściwie nie wiedzą dlaczego. A ja postawiłem sobie za zadanie, że ukazując nasze kulturalne i historyczne zasługi, pokażę im, dlaczego warto nas lubić”. Myślę, że wiedzą to już wszyscy Polacy, którzy przez te dziesięciolecia zetknęli się z Istvánem czy dzięki książkom, które przełożył i napisał, czy dzięki licznym kontaktom i przyjaźniom.